Bolesne ukłucie

Data:

Obsypany nagrodami film Jana Kidawy-Błońskiego to, po „Rewersie” Borysa Lankosza, kolejny dowód na to, że w Polskim kinie nadal nie zmienia się nic. Reżyserów interesuje przede wszystkim mroczny okres Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, okraszony dramatycznymi romansami, choć w „Różyczce” romans ten wysuwa się na plan pierwszy.
Historia pisarza (jego pierwowzorem jest postać Pawła Jasienicy), który zakochuje się w agentce Służby Bezpieczeństwa. Ta, uwikłana w romans z jednym z agentów, zostaje namówiona przez niego do współpracy. Jej zadaniem ma być zbliżenie się do pisarza, nie tylko na polu zawodowym, lecz przede wszystkim prywatnym i pisanie na niego donosów. Dziewczyna początkowo opiera się temu pomysłowi, aby w końcu stać się jednym z najlepszych agentów. Intryga z dużym potencjałem została potraktowana przez reżysera w sposób, który przemienił ją w naiwną, przerysowaną
i, momentami, patetyczną opowiastkę. Sztuczne dialogi, nie nadają opisywanej sytuacji krzty realności. Przestylizowana Magdalena Boczarska występująca w roli tytułowej, niestety bardziej przypomina bohaterkę „Galerianek” Katarzyny Rosłaniec, skądinąd kolejnego słabego filmu opiewanego przez krytyków. Sam pomysł na kryptonim – „Różyczka” jest wyjątkowo tani chwytem, tak bowiem nazywał dziewczynę, mający z nią romans agent Roman Rożek. Postać Rożka (Robert Więckiewicz) przywołuje z kolei nieznośne skojarzenia z Franzem Maurerem z „Psów” Władysława Pasikowskiego. Przyzwoite kreacje Andrzeja Seweryna i Jacka Braciaka gubią się w gąszczu wzniosłej tandety, mającej najwyraźniej za zadanie przyciągnięcie do kin jak największej liczby uczniów gimnazjów i liceów. Marne jednak są szanse na to, iż widzowie zrozumieją wszystkie dialogi, film jest bowiem wyjątkowo słabo nagłośniony, co w polskim kinie niestety nadal jest normą. Nie pojmuję wykorzystania w fabule dokumentalnych fragmentów, pokazujących chociażby strajki studentów
w Warszawie. Paradoksalnie, jest to tylko kolejny zabieg odrealniający całą historię. Niepotrzebną wzniosłość filmu, podkreśla jeszcze scena finałowa, a w niej – odjeżdżający pociąg
i zmiana tonacji z kolorystycznej na czarno-białą. Oddalający się wagon jest dla mnie niestety symbolem polskiego kina, któremu, pomimo zachwytów jury Festiwalu Filmowego w Gdyni, coraz dalej jest do osiągnięcia przyzwoitego poziomu.

Zwiastun: